Rozdział 7
Zostaliśmy sami. Było po godzinie 21.
- Może zostaniemy tutaj. Nie chce mi się wracać do domu.-
marudził
- Ale z Ciebie leń
- TO zostaniemy?
- Dobra, ale to wyjątek, bo mi się też nie chce.
# Po krótkiej chwili
Zasnęliśmy kilka minut później. Ja ułożyłam się wygodnie na
jego torsie, a jego ręka spoczywała na mojej.
### Sen Camille
- Halo? – powiedziałam do słuchawki
- Dzień dobry, czy pani McDonald? – spytała kobieta
najwyraźniej z policji
-Tak, o co chdzi?
- Pani chłopak nie żyje. – oznajmiła bez żadnych emocji kobieta
Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
- Jak to Nathan Sykes?
- Tak proszę pani, pan Nathan Sykes. Może pani go po raz
ostatni ujrzeć za godzinę.
### W tym samym
czasie.
- Skarbie, czemu płaczesz? - Nath szepnął, po czym delikatnie
lecz stanowczo objął mnie. Drgnęłam ze strachu. Gwałtownie odwróciłam się w
jego stronę. Leżał obok, zdziwiony patrząc na mnie. Ciężko oddychałam,
próbowałam się uspokoić, ale ciągle miałam przed oczami ten koszmar. Gapiłam
się na niego, chciałam się upewnić, że jest.
- Ej, co jest? Zły sen? - zapytał.
Otarłam policzki. Nath chwycił moją drżącą dłoń i przyłożył
do swojej piersi. Nic już nie powiedział. Powolne bicie jego serca pozwoliło mi
ochłonąć. Wyglądało na to, że to był jedynie sen... Wtuliłam się w tors
Nathana, ten objął mnie czule i przez parę minut gładził mnie po włosach. I tak
nie byłam w stanie zasnąć... Ten sen był tak realistyczny. Nie myślałam, że mam
aż tak bujną wyobraźnię... Taki koszmar nadawałby się na scenariusz horroru...